Zgniotłam w dłoni kartkę z wypisem i wyrzuciłam ją do kosza. Biorąc głęboki oddech, pchnęłam drzwi i opuściłam ośrodek. Ciepłe, letnie powietrze uderzyło mnie w twarz. Wciągnęłam do płuc zapach deszczu, papierosów i czerwonych róż. Odwróciłam się, ostatni raz spoglądając na budynek i ruszyłam przed siebie. Szpital Santa Rosa to dziwne miejsce. Pełne zagubionych ludzi. Spotkałam tam Jackie, która rozmawiała ze swoimi demonami, bo tylko one potrafiły ją zrozumieć. Był też Chester, chłopak, który każdej nocy o 01:34 wpadał w histerię, bo o tej godzinie znalazł zmasakrowane ciało swojej dziewczyny. Poznałam Michaela, który nie mówi nic od 2 lat. Spowodował wypadek, w którym zginęła jego żona i dwójka dzieci. Spędziłam z nimi dwa tygodnie. Dwa tygodnie pełne lęku, łez i samotności. Depresja, dwie próby samobójcze. Szkoda, że nieudane.
***
Nie martw się, już niedługo wrócę, żebyś za bardzo się nie stęskniła. Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie.
***
Słyszę jego głos. Rozbrzmiewa w mojej głowie tak, jakby stał za mną i szeptał mi do ucha, owiewając szyję gorącym oddechem. Odgarnia niesforny kosmyk włosów, opadających mi na czoło. Składa nieśmiały pocałunek na moich drżących wargach. Spogląda mi w oczy i szepcze. Cicho, niepewnie, tak jakby za chwilę miał odejść.
Nie martw się, już niedługo wrócę, żebyś za bardzo się nie stęskniła. Zaopiekuj się moim sercem - Zostawiłem je przy Tobie.
***
Czemu mówią, że zwariowałam? Przecież David tu jest. Stoi przy mnie. Delikatnie splata nasze dłonie i mówi, że tęskni. Szepcze, że mnie kocha i chce spędzić ze mną wieczność. Wystarczy kilka tabletek albo celny strzał i będziemy szczęśliwi. Razem. Już na zawsze. Dlaczego oni go nie słyszą? Dlaczego mówią, że odszedł, skoro wyraźnie widzę jego twarz... nieśmiały uśmiech, blond włosy zaczesane do tyłu i roześmiane oczy?
- David, czemu oni cię nie widzą?
Nastaje cisza. Przejmująca, nabrzmiała strachem i niepewnością.
- David... David... gdzie jesteś? David, wróć! Masz do mnie wrócić, rozumiesz?!
***
Usiadł obok mnie, nie odzywając się ani słowem. Wyszarpnął z kieszeni ramoneski czerwone Marlboro, wyciągnął jednego papierosa i zapalił. Obłok szarego dymu na chwilę przysłonił jego twarz.
- Prosiłam, żeby mnie nie szukać - szepnęłam w końcu, nie mogąc znieść milczenia.
- Mhm. Ale w sumie... kogo to obchodzi? - wzruszył ramionami, nawet na mnie nie spoglądając.
- Mnie, tak jakby. Wolałabym zostać sama.
- A mi się wydaje, że właśnie teraz rozpaczliwie potrzebujesz czyjegoś towarzystwa - powiedział, zwracając głowę w moją stronę. Spojrzałam w jego przenikliwe, zielone oczy i westchnęłam.
- Czemu akurat Ty okazałeś miłosierdzie?
- Mam dobre serce i jeszcze lepsze kontakty. Dowiedziałem się, że dziś wychodzisz, a to jest najlepsze miejsce, gdzie mogłabyś wszystko przemyśleć... Poza tym... twój przyjaciel się chyba do tego nie kwapił...
- Bo jest martwy.
- Mówię o Nikkim. Powiedziałem mu, co się stało, ale...
- Nieważne. Nie przypominaj mi o nim - podsunęłam kolana pod podbródek i oparłam na nich głowę. Codziennie dzwoniłam, napisałam kilka listów... zero reakcji. Pff, przyjaciel. David wiedział co znaczy to słowo i co się z nim wiąże. Ale jego już nie ma.
- Jak się czujesz? - spytał Axl, wpatrując się w rysujący przed nami krajobraz.
- Od tego dnia słyszę jego głos w każdym dźwięku, widzę jego twarz w każdym tłumie... - szepnęłam, zaciskając mocno oczy.
- Kashmir, to minie. Wiem, co mówię.
- Nikt nie wie...
- Moja dziewczyna przedawkowała. Przeze mnie. Uwierz mi, że aż nazbyt dobrze wiem, co to znaczy.
- Przepraszam... - mruknęłam, spoglądając na niego. Wiatr lekko rozwiał jego rude włosy. - Nie wiedziałam.
- Zdaję sobie sprawę z tego, co czujesz - położył się na trawie, układając ręce pod głową i spojrzał w niebo. - Minął już rok... rok, dwa miesiące i trzynaście dni. A mówiła, że nie potrafię kochać. Sam sobie to wmówiłem. I chyba tak jest naprawdę. Gdyby ktoś teraz spojrzał w moje serce nie znalazłby ani miłości, ani światła. Nie chcę by ciebie to spotkało.
- Liczysz na cud.
- Kashmir... popatrz na mnie. Nie chcesz, by jego śmierć uczyniła cię taką, jakim teraz jestem ja - wyrzucił z goryczą w głosie.
- Czyli?
- Zgorzkniały, arogancki, chamski, zarozumiały, zadufany w sobie, nieufny...
- Wcale tak nie jest - przerwałam mu.
- Nie znasz mnie - roześmiał się cicho. - Ale uwierz, jeśli nie będziesz starała się zapomnieć, to właśnie taka będziesz...
- Zostałam sama. Nie mam nikogo, dla kogo mogłabym się starać.... nie mam nikogo, dla kogo mogłabym umrzeć...
- Może wyjedziesz? Gdy odetniesz się od tej sprawy...
- Nie ma mowy. Muszę złapać mordercę. To jedyny powód, dla którego jeszcze żyję - wycedziłam z determinacją. Każda wzmianka o przestępcy dawała mi zastrzyk motywacji. Musiałam go znaleźć. Nawet nie brałam pod uwagę innej możliwości.
- Rozumiem. A rodzina?
- N-nie... Nie chcę o tym rozmawiać... - wyszeptałam, odwracając głowę. Kolejna szpilka wbita w moje serce.
- Ej... - mężczyzna usiadł i dotknął lekko mojego policzka, odwracając głowę w swoją stronę. - Co jest?
- Został mi tylko ojciec... Ale... - nie mogłam mu tego powiedzieć, mimo, że czułam, że... że Axl powinien wiedzieć. Sprawiał, że przy nim czułam się swobodnie i bezpiecznie, ale jednak...
- Nie musisz mówić. Ale na pewno bym cię zrozumiał. Nie miałem lekkiego dzieciństwa - rzekł, wzdychając i objął mnie lekko. Wzięłam głęboki oddech, wdychając jego zapach - alkoholu, fajek zmieszanych z perfumami. Wtuliłam się w chłopaka, zamykając oczy.
- Jak poradziłeś sobie z jej śmiercią? Jeśli nie chcesz, to nie mów...
- Nigdy sobie tak naprawdę nie poradziłem. Do tej pory o niej myślę. Uczucie chyba już wygasło.... Po jej śmierci... Dużo ćpałem. Musiałem iść na odwyk, bo stałem się wrakiem człowieka. Nadal nim jestem - uśmiechnął się ironicznie, gładząc mnie delikatnie po włosach. - Ale najważniejsze to się nie poddawać. Bo wiesz... David by tego nie chciał, prawda? Jak myślisz, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że chciałaś popełnić samobójstwo?
- Uśmiechnąłby się idiotycznie i rzucił jakiś swój głupi komentarz... Coś w stylu "Widziałem dziś ambulans z psychiatryka, to po ciebie jechali, wariatko" - rozkleiłam się całkowicie. Wybuchnęłam płaczem i nawet nie próbowałam tego powstrzymać.
- A naprawdę zwariowałaś? - spytał, uśmiechając się lekko i otarł dłonią moje policzki. Kiwnęłam głową, przełykając łzy.
- Tylko wariaci są coś warci, Kashmir. A żeby poradzić sobie z szaleństwem trzeba zaprzyjaźnić się ze swoimi demonami - nie odpowiedziałam. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić i przemyśleć to, co się wydarzyło. Axl ma rację. On by tego nie chciał. Muszę skupić się na zemście, a potem... zapomnieć. Nie mam innego wyjścia. Życie toczy się dalej. David na zawsze pozostanie w moim sercu, ale nie na tym polega miłość... Nie mogę się załamać z jego powodu.
- Robi się ciemno... - powiedziałam chwilę później. W Los Angeles coraz wyraźniej widać było miejskie neony, a na niebo wpełzały gwiazdy.
Chłopak położył się na ziemi, a ja poszłam w jego ślady, kładąc głowę na jego torsie. Nie odzywaliśmy się, bo słowa nie były potrzebne. W końcu ogarnęła mnie senność, zamykając oczy, wyszeptałam tylko:
- Dobranoc... - i Morfeusz porwał mnie w swe objęcia.
- Nie odchodź po cichu w trakcie nocy, baw się wbrew gasnącemu światłu, Kashmir.
***
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? - Olga Tokarczuk
***
- Wróć! - krzyczę, budząc się z sennego koszmaru. Strach zatruwa moje serce, jednak tęsknota włada umysłem. Przegryzam wargę, mocno, boleśnie, aż do krwi. Rozglądam się, rozpaczliwie szukając w ciemności jego twarzy. Oddycham głęboko, gdy łzy napływają mi do oczu, bo... nie widzę go. Jego tu nie ma... Davida tu nie ma i... nigdy nie było. Czas się obudzić i wrócić do żywych. Przecież on nie żyje.
-------
Przepraszam, że zbierałam się do tego tak długo, ale... wena to kapryśna przyjaciółka :))
Zrozumiem wszystkie uwagi, każdą krytykę, bo zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsze, no ale cóż... enjoy.
Dziękuję za każdy komentarz i za to, że motywujecie mnie do pisania :)
-------
Przepraszam, że zbierałam się do tego tak długo, ale... wena to kapryśna przyjaciółka :))
Zrozumiem wszystkie uwagi, każdą krytykę, bo zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsze, no ale cóż... enjoy.
Dziękuję za każdy komentarz i za to, że motywujecie mnie do pisania :)